DKK z 31 lipca 2018 r.

Utworzono dnia 21.08.2018

W lipcowe upalne popołudnie spotkałyśmy się w Pracowni Gobelinów pani Ali Aleksandrowicz.


Kilkadziesiąt metrów od centrum Starego Miasta przeniosłyśmy się w zupełnie inny świat. Magiczny i kolorowy. A wszystko za sprawą naszej wakacyjnej lektury – reportażu Anny Badkhen „Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów”.

 


 

 

[ >> M. Zarańska - recenzja książki  „Cztery pory roku w afgańskiej wiosce” << ]

 

Chciałyśmy poczuć klimat tworzenia jednego z najstarszych rzemiosł uprawianych przez człowieka. Niewielkie pomieszczenia wypełnione pracami. Feeria barw rozłożonej wełny czekającej na swoje przeznaczenie. Jakiż to motyw i kształt nada jej ręka artystki? Rozpoczęty gobelin na krośnie. Węzełek po węzełku układający się w obraz podpowiedziany przez wyobraźnię. Intymny pamiętnik tworzenia. Gdzie nie spojrzeć motywy kwiatowe i zwierzęce. Małe i duże formy szczelnie wypełniające każdy kąt. Niemal przemawiają do nas tak są sugestywne. Zapachem, kolorem, świergotem ptaków. Pomiędzy nimi panorama Sandomierza. I rodzinne pamiątki: zdjęcia i hafty mamy. A także wyrazy uznania od szczęśliwych posiadaczy prac. By wymienić Wiesława Myśliwskiego czy Jana Jakuba Kolskiego. Gobeliny pani Ali są w kolekcjach na całym świecie. Szczególnie ceni sobie to, że miała możliwość stworzyć „Panoramę Sandomierza” będącą podarunkiem dla ojca świętego Jana Pawła II w czasie jego pielgrzymki do Sandomierza. I tak znalazł się w zbiorach Watykanu! Oglądałyśmy zdjęcia dokumentujące to niezwykłe wydarzenie. Inny gobelin „Gniazda” znajduje się w siedzibie PAN w Paryżu i wiele innych w zbiorach prywatnych. To wielkie szczęście, że w naszym mieście tworzy artystka mająca za narzędzie tak wymagającą materię.


Dywan czy gobelin domagają się takiej samej precyzji i cierpliwości. O czym przekonałyśmy się po rozmowie z panią Alą i po przeczytaniu reportażu. Cóż, nie trzeba tłumaczyć, że warunki tworzenia w Polsce są zgoła inne od tych w Afganistanie. Autorka trafia do małej wioski gdzieś na krańcach Afganistanu u stóp gór Hindukusz, której nie ma na mapach świata. Ale żyjące tam kobiety od wieków przekazują sobie z pokolenia na pokolenie tradycję wyplatania dywanów. Jedyne źródło ich utrzymania. Przez siedem miesięcy biedne analfabetki z Oki tkają dywany na prowizorycznych krosnach w skleconych z byle czego przybudówkach imitujących warsztat tkacki. Do którego przez szpary w ścianach wlatuje wszystko z zewnątrz: piasek, odchody i upierzenie zwierząt. Odgłosy przelatujących amerykańskich bombowców przypominają, że jest to rejon działań wojennych. Od tysiącleci nieustająca strefa wojny. „Każdej zimy mamy pokój i każdego lata mamy wojnę”. Przychodzą i odchodzą sąsiedzi zostawiając swoje smutki i radości, czasem dołączy się któraś z kobiet by pomóc w tkaniu. Ktoś zostawi zapach opium oszukującego głód. I tak powstający dywan zatrzymuje w sobie ślady codzienności. „Trzysta siedemdziesiąt dwa tysiące węzłów na metr kwadratowy. Milion sto szesnaście tysięcy węzłów łącznie”. To wynik pracy Sary, za którą otrzyma dwieście dolarów, gdy pośrednicy sprzedadzą go za kilka do kilkudziesięciu tysięcy dolarów poza granicami kraju na największych targach w Stambule czy w USA. Dywan staje się alegorią życia i istnienia. Zamkniętym w prostokącie światem z nanizanymi węzłami zdarzeń, historii, czasu i ludzi. Wokół niego gromadzi się rodzina. Na nim się je, modli i odpoczywa. Nostalgiczna opowieść, którą przenika smutek, beznadzieja, niepewność i tęsknota za lepszym życiem. Nostalgia, która niesie z sobą bezruch, letarg i pragnienie by żyć i kochać pomimo czyhającego zagrożenia, „...na wojnie i w boleści miłość stanowi kwintesencję buntu”. Jak konkluduje autorka: „Jeśli świat jest dywanem, to Oka jest błędem”, błędem na krośnie świata. Dowodem na ludzką bądź boską niedoskonałość. Pomiędzy stronami rysunki autorki, która kilkoma kreskami oddaje atmosferę miejsca i zamieszkujących go ludzi.


A nasze wprawne oko dostrzegło również ślady Sandomierza. W przypisach jest wzmianka o sandomierskim wydawnictwie „Armoryka”, które wydało najstarsze teksty religijne wyznawców zaratusztrianizmu datowane naVII w. p.n.e. lub nawet na II tysiąclecie p.n.e. -„Awestę”. Duchowym centrum tej religii była starożytna Baktria ze stolicą w Balch, którą przemierza autorka reportażu. Wymieniony w tekście rok 1241 - rok pogromu miasta Balch (jednego z najświetniejszych ośrodków handlowych na Jedwabnym Szlaku) przez Mongołów, to również rok pierwszego najazdu mongolskiego na Polskę, w tym na Sandomierz. Po tym okrutnym najeździe Balch już nigdy nie podniosło się ze swojego upadku. Ślady dawnej świetności można już tylko dostrzec w starożytnych ruinach wyłaniających się spod zwał piachu.


Nasze następne spotkanie odbędzie się 28 sierpnia 2018 r., a rozmawiać będziemy o książce izraelskiej pisarki Sary Shilo „Krasnoludki nie przyjdą”.

Galeria

Utworzono dnia 21.08.2018, 13:13

Wyszukaj w katalogu on-line

 

Kalendarium

Lista wydarzeń w miesiącu Marzec 2024 Brak wydarzeń w tym miesiącu.

Imieniny